anke napisał(a):
Piękny Jalovec liczy się jak dwie góry

Jak się czułaś na grani?
I czy mogę zapytać o ten wycof?
Jakie szczęście, że wszystko tonęło we mgle, która przykryła przerażającą ekspozycję
Największym zaskoczeniem w końcówce był brak jakiegokolwiek punktu asekuracyjnego (i w ogóle prawie brak stalowych lin na całej trasie, a gdy już były, to w dość banalnych miejscach, osobliwe…) Grań równie wąska, jak między Małym a Triglavem, tyle że tam pełno żelastwa, a tu pełen żywioł. Przy wietrznej pogodzie mogłyby być dość niebezpiecznie, ale na szczęście miałam kompletną ciszę. Szalenie trudno nie było, ale jednak trasa wymagała koncentracji. Jedynym tak naprawdę stresującym momentem były kłębiące się czarne chmury, które miałam za plecami podczas podejścia i w pewnym momencie rozważałam jednak zawrócenie, bo nie wróżyły niczego dobrego (ostatecznie niebo wytrzymało do 16.30, kiedy już kupowałam bilet do Bovca).
A wycof… podobno mądry wycof ujmy nie przynosi, ale to nie był mądry wycof, tylko poddanie się. Strasznie mnie to gryzło przez jakiś czas. Rzecz miała miejsce drugiego dnia, ale tak naprawdę pierwszego, bo na dzień dobry dostaliśmy front ulewno-burzowy i zamiast aklimatyzacji był tylko spacer z Kranjskej Gory do Tamar i z powrotem. I pierwszy raz w mojej dość długiej przygodzie z górami zabrakło mi wstępnego rozruchu. W planach była trasa Trenta-Razor-Trenta, ale już od samego rana coś się nie kleiło. Miała być lampa, tymczasem od rana padało; zabrałam przezornie ze sobą lonżę z uprzężą i cholerstwo bardzo mi ciążyło w plecaku. Po dwudniowych opadach potoki nie pozwalały przejść suchą nogą na drugi brzeg – nalało mi się do buta. Kurtka przez lata tarmoszona w plecaku nagle straciła wodoszczelność. Im wyżej, tym robiło się coraz mniej przyjemnie, ponieważ siekło w twarz nieprzyjemną mżawką. Kiedy dotarłam do Pogacnikov dom, byłam kompletnie przemoczona, ale na tym etapie jeszcze nie do końca zniechęcona. Porażka zaczęła się wkrótce po opuszczeniu schroniska. Nogi bez ostrzeżenia zalały się ołowiem i tempo drastycznie spadło Szlakowskaz pokazywał 1h do Sedlo Planja, tymczasem po 40 minutach byłam nadal w czarnej d… Mierzyłam się trochę z czasem, bo miałam po akcji połączyć się z grupą, która szła od Aljazeva przez Kriz do Trenty i razem mieliśmy zejść do transportu (istniało prawdopodobieństwo, że nie wyrobiłabym się na ostatniego busa, więc założyłam od razu wariant wspólnego powrotu). Teren okropnie syfiasty, sypki, zaczęłam mieć złe wizje na czas zejścia, że będę jechać w dół razem z piarżystym materiałem. Gdybym chociaż widziała, jak daleko jest jeszcze do przełęczy, to może chociaż wskoczyłabym na Planję zamiast na Razora, ale chmury szczelnie zasłaniały widoki. I ta upierdliwa nieustająca mżawka… Autentycznie odechciało mi się, a że w schronisku czekał ciepły piec, to w tył zwrot

To był jeden z niewielu dni, kiedy przydałoby mi się towarzystwo dla podtrzymania morale