Wróżą ostatni słoneczny week, po którym ma konkretniej sypnąć śniegiem, więc ostatni raz w tym roku trzeba by ruszyć gdzieś wyżej. Proponuję Cubrynę, jako że chłopaki nie byli a jeżeli starczy czasu to jeszcze Mięguszowiecki Szczyt Wielki. Dzień już krótki, więc trzeba się streszczać, dodatkowo późna jesień oferuje warunki przejściowe, więc trzeba liczyć się z miejscowym śniegiem i lodem, znów trzeba taszczyć cały sprzęt zimowy, który tylko punktowo trzeba będzie używać. Koło szóstej dojeżdżamy na Palenicę i stajemy w 50m kolejce na parking. Na samym parkingu kłębią się tłumy, czwarty raz w tym roku tu jestem, ale czegoś takiego nie widziałem. Pogoda z rana miała nie być za ciekawa, ale do południa miało się wyklarować i około 5h nasłonecznienia było w prognozach, ale o dziwo od początku pogoda jest na plus. Ogarniamy się i startujemy w górę.
Już z drogi są niezłe widoki na Gerlach i Wysoką, nie przypominam sobie tak dobrej widoczności z drogi na Moko.




Tradycyjna tegoroczna fotka

Po niecałych 2h docieramy na Moko, ale nie idziemy pod schronisko a od razu wchodzimy na Ceprostradę.


Z podejścia widać, że w Hińczowym Żlebie będzie troszkę walki, bo górna część galerii i żleb są w śniegu. Samo podejście do Dolinki za Mnichem też ciekawe, na kamieniach jest cieniutka warstwa lodu, nie widoczna, ale ślisko jak cholera, można niezłego tulupa wywinąć

Tuż przed progiem dolinki łapiemy pierwsze promienie słońca, jest ciepluto, fantastyczna pogoda jak na połowę listopada.

Słońce wyłania się zza grani.

Grzejemy garba.

Odbijamy troszkę ze szlaku w kierunku Mnicha i robimy dłuższą przerwę śniadaniową. Sporo osób idzie na Szpiglas i kilka zespołów z przewodnikami szykuje się do podejścia pod Mnicha.


Nie ma już takiego super morza chmur jakie było w poprzednich dniach, które zasłaniało nawet Morskie Oko, ale też jest ciekawie, ponad chmury wystaje szczyt Trzech Koron.

Ruszamy w górę na Mnichową Kopę, znów wchodzimy w cień i tak aż do przełęczy.



W okół Mnicha też kłębią się tłumy, sporo zespołów na ścianie, słaby klimat tak się przeciskać przy wejściu na pik.



Na Małą Galerię schodzi duża grupa, więc sami na drodze nie będziemy, na plus brak śniegu na galerii.





Przed zejściem na galerię ubieram raczki bo jest dość ślisko a zejście jest strome, chłopaki niestety muszą ubrać raki, męczarnia w rakach po skale.






Docieramy na Wielką Galerię, chwila przerwy, obserwujemy grupkę wchodzącą w żleb.





Ruszamy w górę.


W śniegu są nieźle wydeptane stopnie, mam raki w plecaku ale całe podejście na przełęcz pokonuję w raczkach, oczywiście czakan w ręce.







Wchodzę na przełęcz dużo wcześniej niż chłopaki, więc maja fajna sesjonę na tle Moka.




A po słowackiej stronie ... pełnia lata, zero śniegu i grzeje jak w marcu




W trójkę ruszamy na Cubrynę, warunki określam na letnio alpejskie, mikstowo, dwa lub trzy czujniejsze miejsca na grani w kierunku szczytu są do pokonania, to moje drugie wejście na ten szczyt i wydawało mi się ono łatwiejsze a tu troszkę trzeba było się spiąć. Na szczycie jesteśmy przed południem, czyli tak jak zakładałem, gdybyśmy mieli już schodzić to było by troszkę za szybko by kończyć dzisiejszą przygodę, więc zapada decyzja, że pakujemy się na Mięgusza. Kuba z Michałem nie byli na Cubrynie a Kuba nie był na Mięguszu, więc jest okazja to zmienić




Lecimy z sesjoną






Po słowackiej stronie też ładne morze chmur, po horyzont.




Ładnie jest, ale trzeba się zbierać by zrobić danie główne
