7-11-2020 Sella Carnizza
Alpy Julijskie do tej pory kojarzyły mi się głównie ze Słowenią, ale tuż za granicą Włochy też mają kawałek swoich Julijskich. Góry niewysokie, zbliżone wysokościami do naszych Tatr, jednak trudności piętrzą się na każdym kroku. Z daleka kolosy, w detalu, granie najeżone ostrymi turniami, pipantami, głębokimi przełęczami.
Dzień wcześniej parkujemy przy jeziorze Lago del Predil, a dzisiaj na ranem mamy piękny widok na parujące jezioro, a ponad taflą ośnieżone szczyty. Dzień rozgrzewkowo-poznawczy. Mamy dwa klucze, Flakon robi swoje trasy rowerowe, mamy swobodę przy wybieraniu trasy, nie trzeba robić pętli. Zaczynam w Cave del Predil, a nocleg będzie czekał na parkingu gdzieś przy drodze na przełęcz Sella Nevea.

Pierwszy cel to przełęcz Sella della Cave. Podejście w lesie. Piękny widok w tyłu na miasteczko, ale prawdziwe widoki są tuż za przełęczą.

Jeszcze będę musiał zejść do koryta potoku, a potem robić wysokość. Miałem nadzieję dojść dziś do schr. Pellarini, ale musiałbym z przełęczy, do której doszedłem ok. 12.00 na wysokośći 1767m obniżyć się 200m, a potem jeszcze tego samego dnia podejść na ok 2200m i zejść na parking. Na przełęczy Sella Carnizza zdałem sobie sprawę, że to nie może się udać. Wracam, przy Biv Carnizza Riofredo, skręcam w prawo, kierując się ścieżką Puppis nr 630 na przełęcz.






Na przełęczy jestem przed 15. Jest niezmiernie krucho, wszystko się sypie, a do tego jest stromo. Coś jak tatrzańska Rohatka. Na szczęście po chwili, ścieżka łagodnieje i idzie się szybko w dół. Przed 18 jestem na parkingu. Nocleg już czeka

8-11-2020 Jof Fuart
Ruszam na północy-zachód drogą oznaczoną 629. Droga na Jof Fuart jest bardzo malownicza, początkowo przebiega w lesie, ale już po chwili wije się stromym zboczem z widokiem na dolinę, schronisko Guido Corsi i mur skalny z dzisiejszym celem.
Po ok 2 godzinach mijam schronisko, które jest zamknięte. Po chwili mija mnie biegacz, z którym spotkam się ponownie pod szczytem. Powyżej schroniska, oznaczenie szlaku zaczyna się nieco rozmywać, ale próbuję śledzić poczynania owego biegacza, który wije się powyżej gdzieś między skałami. W końcu docieram do ferratki. Jest eksponowana, ale dobrze ubezpieczona. Ma jakieś 150-200m potem już bez lin i ubezpieczeń. W kilku miejscach zalega śnieg. Na szczęcie jest ona na tyle miekki, że stopnie (o ile nie są już wybite) da się łatwo formować. Na szczycie jestem po 13. Jest dobra widoczność na szczyty w okolicy, ale także te znane w Alpach Julijskich: widać Canin i Jof Montasio, ale także Jalovec, Gintrovec czy Triglav.










Robię pętlę. Przez przełęcz Forc. Mose docieram do Cimy Castrein. Cima ta to w gruncie rzeczy szereg pozostałości wojskowych. Od okopów wzdłuż grzietu, aż do labiryntu tuneli w kopule szczytowe.










Schodzę. Przechodzę obok ściany skalnej, na której słychać odgłoszy wiartarki. Pewnie ekipy montują ubezpieczenia.
Potem jeszcze spotkanie z kozami + kilka młodych oraz ze stadem, które trzeba było zganiać ze ścieżki i pędzę do miejsca, gdzie czeka przewoźny nocleg. Tym razem to jak zgarnę kolegę rowerzystę, który dotarł gdzieś aż do Resiuttę i zabawia lokalne towarzystwo czekając na mnie.


9-11-2020 Monte Canin Alto 2587m
Ruszam z Sella Nevea, a dotrzeć mam gdzieś po drugiej stronie góry wysoko we wiosce Coritis. Tzn tam będzie czekał busik. Bez kierowcy, bez odwrotu. Plan, który miałem zrealizować jest ambitny. Najpierw trzeba dostać się na Monte Canin, potem granią wzdłuż granicy włosko-słoweńskiej przez kilka kolejnych szczytów, aż do przełęczy Infrababa grande i drogą Alta Via Resiana miałem dotrzeć do parkingu z busikiem.



Pierwszy odcinek to podejście wzdłuż trasy narciarskiej. W okolicach górnej stacji skręca się w prawo, na przełęcz Bila Pec. Już tutaj okazuje się, że raki na kolejnym odcinku będą koniecznie. Jest zimno, a ścieżka wiedzie północną wystawą i jest w cieniu. Dodatkowo już wiem, że szlak Via ferrata Julia jest niedostępny. Jest pokryty śniegiem, nawet widoczne są ślady, lecz tylko do pewnego miejsca. Potem ślad się kończy. Idę dalej. Ponad godzinny trawers kończy się w pobliżu przełęczy Sella Grubia. Tutaj postawiony jest także barak (Biv. Marussich). Biorę skręt o 90 stopni w lewo i idę w kierunku Canina. Najpierw niewielkie wzgórze, przełęcz i po krótkim podejściu zaczyna się Ferrata Grasselli.




Zachęcony powyższą sytuacją ruszam w górę. Ferrata chyba D, liny, dużo klamer, przewieszenie - nie jest źle. Całkiem szybko zdobywam wysokość i cieszę się, że niedługo będę na szyczie. Jednak ferrata prowadzi tylko do Picco di Carnizza, potem jest lekkie zejście - i kolejne podejście. Tym razem lina jest sporadycznie. W dwóch miejscach. Jedno, w kominku, drugie na pochylonej (w obecnych wraunkach ośnieżonej) skale. Zaczynają się trudności. Nie tyle techniczne, co związane ze śniegiem. Śnieg jest twardy, ale jednocześnie nie jest go zbyt dużo, aby swobodnie operować w rakach. Liny, o których wspomniałem są niestety pod śniegiem i z niezwykłym trudem dają się odkopać. Następnie pojawiają się miejsca, gdzie szlak przechodzi z jednej strony ściany (zachodniej), na drugą wschodnią, lub przechodzi się ostrą skalną granią. Przejścia są dość trudne, a dodatkowo pokryte śniegiem od wschodu. Jedno drugie, trzecie. Idę dalej.







Następnie szlak odchodzi od grani i wchodzi w gładkie, pokryte płatami śniegu płyty. Dalsza wyprawa w mojej ocenie nie jest na tyle bezpieczna, aby ją kontynuować. Wracam drogą podejścia do przełęczy Sella Grubia i jednocześnie obmyślam plan, jak dotrzeć do pozostawionego dla mnie samochodu, gdzieś wysoko w dolinie

Docieram na przełęcz i jedyna sensowna opcja to 634 w kierunku Tanaravni, a potem 642A prowadząca do doliny w okolicy miejscowości Coritis. Jest późno, mam do zejścia ok. 1000 metrów wysokośći. Słoneczko już nisko nad horyzontem, a tu kawał drogi. Na szczęscie, jest stromo i szybko tracę wysokość.
Na rozstaju dróg, okazuje się, na drodze 642A stoi duży znak "zakaz ruchu". Na początku ignoruję go, ale potem szybko okazuje się, że szlak jest praktycznie niewidoczny, niechodzony i na łące, gdzie się odgałęział trudno go namierzy. Łażę, szukam, czas ucieka. Postanawiam iść dalej 634 do Tana Ravni, a potem obejść. Niestety, miasteczko jest na wys. 600m, co szybko licząc daje mi dodatkowe 400 zejśći i potem 400 podejścia, czyli +2h. Prawie biegnę, aby w miarę w jasności dotrzeć do miasteczka.


Koło 18.30 dobieram do miasteczka. Potem jeszcze godzina w górę, aby odebrać samochód. Następnie zjazd w dół do większej cywilizacji, aby odebrać Flakona z knajpy gdzieś na dworcu kolejowym w Resiutta, gdzie w dobier korony znalazł knajpę. Tuż przed zamknięciem zjawiam się na miejscu. Pakujemy się na nocleg.
10-11-2021 Baba Grande (trekking wokół Coritis)
Tym razem ruszam z Coritis. Mam strome podejście na grań. 700m stromo w górę. Wychodzę w okolicy Monte Chila. Potem kolejne wierzchołki: Monte Urazza, Monte Plagne, Monte Guarda (Skutnik). Trasa widokowa, piękna. Po jednej stronie masyw Canina, po drugiej niekończące się wzgórza pokryte lasem.




Teraz szlak skręca mocno w lewo, najpierw granią, potem omijając Małą Babę. Docieram do bivaku CAI Manzano. Stąd jeszcze stromo do góry na przełęcz i po godzinie jestem na szczycie. Widok przepiękny na najwyższe szczyty Alp Julijskich, Gintrovec, Triglav, Prisojnik, Canin, na zachodzie szczyty DOlomitów, a na południu w okolicach Triestu majaczy Morze Śródziemne.




Schodzę do przełęczy, potem do bivaku. Bez niespodzianek docieram do Coritis i samochodu. Tym razem jestem przez zachodem słońca.
11-11-2020 Jof di Montasio 2573m
Jof di Montasio zostawiłem na koniec. Startuję znowu z Sella Nevea. Sama drogi wydaje się być prosta, lecz końcowy etap stromy, pokryty śniegiem, więc nie do końca możliwy do przejścia. Do schroniska Rif. G di Brazza idę lasem. Powyżej schroniska, są już łąki i szlak zaczyna się spętrzać.




Przed ścianą Jof di Montasio mam do wyboru dwie drogi. Na lewo prowadzi Grande Cengia - ferrata. Na prawo Via Normale, z ferratą Pipan. Wybieram drogę na prawo. Na początku trawers piargu, potem trochę skał. W dalszej części raki konieczne. Do góry śnieżnym żlebem, aż do początku ferraty. Właściwie jest to drabina linowa ok. 150m w górę. Następnie systemem półek dostaję się na grań. Gdy wydaje się, że to już koniec, przede mną ukazuje się ostra, śnieżna grań na właściwy szczyt.










300m grani, 50m wysokości. Twardy śnieg. Stroma grań. Nie podejmuję się przejścia. Przez chwilę podziwiam widoki. Widoczność jest doskonała. Wracam tą samą drogą. Na górze +20, ciepło i przyjemnie. Na przełęczy -1 i nieprzyjemna mgła. Zbieram jeszcze kolegę z Chiusaforte i wracamy do Polski.