Wreście w sobote, po prawie 3 godzinach podróży, a dla Kaytka i Jacka prawie 6, dla nie których jak widać dość męczącej,
dotarlismy na kwaterę zwaną " U Janeczki ", polożonej ponoć w przepięknej okolicy jaką jest Chlabówka, ponoć, bo z racji póżnej pory, prawie 2 w nocy, nie sposób było dojrzeć jej uroku, nawet przy blasku księżyca, ktorego na marginesie mówiąc nie było. Po rozpakowaniu, przepakowaniu itd itp przyszedł czas na rozmowy, bardzo szcegołowe rozmowy i dysputy. Rozmawialismy o wszystki i o niczym. Ale w szczególności temat był tylko jeden. Jutrzejszy dzień. Tak długo wyczekiwany. Przez Gofra nawet 4 lata. To się chlopak doczekał.
Gofer: "I uważać bo sama koncentracja nie wystarczy, nie zwiększa przyczepności do zlodowaciałego podłoża
Kaytek: A czy wiesz, że" Z dolinki za Mnichem , z progu dolnego za Mnichem droga 189 wyprowadza na taras wychodzący od zachodniej strony skały masywu Mnicha, kierując się stąd po upłazach i gruzach ku górze skośnie w prawo docieramy pod ramie Mnicha..
Gofer: A czy Ty wiesz, że stąd mamy jest juz 20 minut na Szczyt.
Kaytek: W życiu bym nie przypuszczał.
Kaytek: "Dalej wiąże go z masywem Cubryny i ogranicza widoczność utrudniającym samo podejście" - to nie będzie proste.
Rozważania na temat wyboru drogi trwały jeszcze do późna, nikt nie wie jak się skończyły.....
Poranek przywitał nas obiecująco. Ale po chwili humory nam się popsuły. Telefon od
Kwaqa i informacja, że z kolanem żle i nie da rady iść. Szkoda. Po zapakowaniu się do środka transportu ruszamy na Palenice. Na miejscu jesteśmy o 7. Szybki wrzut plecaków na plecy i ruszamy jakże przez nas ulubioną drogą do Morskiego Oka. Jacek zarzuca tempo olimpijskie. Ciągnie go do swoich, tzn do Niego, do M, nas zresztą też. Po niespełna 25 minutach slyszymy a po chwili widzimy Wodogrzmoty Mieckiewicza. Czas rewelacyjny, każdy robi swoją życiówkę. Na czele stawki Jacek, ja próbuje dotrzymać mu tempa, grupa poscigowa, w osobie Kaytka i Gofra paręnaście metrów za nami. Udaje mi się nawet na moment objąc prowadzenie, doslownie o kilka kroków. Jeden skrót, drugi, trzeci i po chwili wychodzimy na Włosienice. Tutaj Jacek i Gofer odchodzą nam na parędziesiąt metrów. My natomiast z Kaytkiem postanawiamy zrobić użytek z aparatów. Fotografujemy widok naszego celu, a przy okazji robię jeszcze makro motylka
Chłopaki czekaja na nas kolo szlabanu. Gdy podeszliśmy blizej mówią, że chyba widzieli
Zigulca z dziewczyną. No tak wysyłał info na forum, że bedzie w Tatrach w tym terminie. Po niedłużej chwili widzimy już schronisko. Jeszcze kawałeczek i bedzie można trochę odsapnąć. Wchodzimy do Moka z czasem godzina 15. Jeszcze przed wejściem widzimy i poznajemy Zigulca. Witamy się i wymieniamy pare zdań. Pytamy gdzie idą i mowimy gdzie my. Rozmowa trwa może z 15 minut. Czas ruszać. Pozdrawiamy się i życząc sobie powodzenia rozstajemy się.
W oknie Moka:
Obierając kierumek na Ceprostrade ruszamy wpierw wśród lasu a pozniej wsród kosówek wschodnimi zboczami Opalonego i Miedzianego. Robimy pare stopów na foty i na zmianę mojego obuwia.
Wymienilem sandałki na bardziej masywniejsze buty. Ryszamy dalej. Jeden zakos, drugi, trzeci, czwarty i już jesteśmy na prostej wyprowadzającej do Dolinki za Mnichem. Po drodze oczywiście setki zdań i wypowiedzi. Obserwowania ścian M., gdzie, którędy itp itd..
Dochodzimy do rozstaju szlaku. Na prawo na Szpiglasową przełęcz, na lewo na Wrota. My idziemy w trzecią ściezke, jeszcze bardziej na lewo. Wydzodząc ponad pierszy bulę w kierunku mnich a robimy sobie dłuższy odpoczynek na 2 śniadanko, przepieknej scenerii górskiej. Nieopodal nas, w odległości parenascie metrów stawek.Woda krystaliczna, przejrzysta.Aż chcialo by się dać nura. Dotej pory na pogodę nie narzekalismy. Słonecznie, bezchmurno. Ale widzimy, że z pogodą coś nie teges. Nic zobaczymy e trakice co bedzie się działo. Po przebraniu się ruszamy dalej. Tzn ja się przebralem bo do tej pory jak niedzielny turysta się prezentowalem. Krotkie spodenki i koszula. Nie wyróznialem się z tlumu tym nie mniej na tle grupy wyglądałem słabo. A wiadomo lans to lans, trzeba się przystosować. Mkniemy dalej wśrod upłazków i trawek. Nabieramy wysokości. Widzimy i słyszymy ludzi wspinających się na Mnichu. Liczymy, liczymy i naliczamy prawie 20 osób. No zaraz rezerwacje trzeba robic. Dochodzimy do ramienia urwiska Mnichwego zlebu. O k... trzeba odbić w prawo, bo na wprost se ne da. No chyba, że z zjazdem na linu. Tu moja wina bo prowadzilem a
Jacek wcześniej mówił, że bardziej na Kope trzeba iść. Nic nadrabiamy te pareset metrów i idziemy dalej dochodząc do owej Kopy. I tu widzimy, że pogoda sie coraz bardziej pogarsza. Nic, zobaczymy co dalej. Schodzimy do Małej Galerii Cubryńskiej. Po lewej stronie lufa do żlebu. No może lot byłby mniejszy niż z Mnicha, ale z taki samym skutkiem...
Mijamy płat śniegu i zaczynamy wspinać się na ramię odchodzące od Cubryny. Widzimy jakieś postacie na owym ramieniu. Stoją. czyzby filance ? Jak co, to
Kaytek wie jak ich udobruchać. Dochodzimy do kopczyka a za niego wyłania się...ratownik TOPR. Konsternacja. Co teraz ? Mowimy dzień dobry jak gdyby nic. Odpowiada tym samym. Pyta gdzie idziemy. Mowimy, że na M. I zamiast nas zje...skrzyczeć i zawrocić., doradza ze na Hinczową to lepiej z prawej strony wchodzić, malo tego dzwoni do Gąsienicowej z pytaniem jaka pogoda i na co się zanosi. Otrzymuje odpowiedż, że może być dupówa a więc na dowidzenia sugeruje nam zaczekać a w razie zmany pogody odwrót. A wiec korzystamy z rady i widząc chmury i słysząc grzmoty postanawiamy przeczekać na Wielkiej Galeri Cubryńskiej. W miedzy czasie zastanawiamy się jaki wpływ miały forumowe koszulki w ktorych byliśmy przodziani na stosunek TOPRowca do nas. Jednak widząc, że podoga dalej niepewna , ale dupówki nie widać. Postanawiamy, że podejdziemy pod żleb i zobaczymy co dalej. Od stania nic się nie urodzi, a spod lzebu bedziemy w stanie się bezproblemowo wycofać. Tak wiec ruszamy dalej po ponad 30 minutowym postoju. Idziemy upłazkami i trawkami. Choć kierunek wydaje się pewny, pod gorę i zleb ale z szukaniem perci jest maly problem.W piargach trochę sypko, ale idziemy powoli do góry. Pod chodzimy pod plat sniegu w zlebie. Widząc, że pogoda pozwala jeszcze na kontynuowanie ruszamy dalej Trzymajac się prawej strony wspinamy się raz po skale, raz miedzy skałą a sniegiem. Dochodzimy do miejsca gdzie trzeba przekroczyć ów zleb i płat śniegu. I to okazuje się nie być takie proste. W tym momencie jestem na wygranej pozycji, ponieważ nie ide z "grupą" miedzy sniegiem z skalą a po litej skale. Miejsce to to coś w rodzaju progu, do ktorego dochodzi prawie pionowa scianka, a na lewo od scianki zlodowacialy snieg a pokonanie tych trudności wiedzie tylko po drugiej stronie płatu. Chlopaki znależli się miedzy tą scianką a platem. No i mieli trochę emocji. Ja spokojnie patrzylem z góry, podpowiadając i robiąc fotki. Zeby dotrzeć pod próg to albo trzeba wspiąć się po ściance na poziomą półkę ktora schodzi pod próg albo iść przy ściance, ale po sniegu. Druga opcja raczej odpada ze wzgledu na brak chociażby czekana o rakach nie wspominając.
Oto to miejsce:
Po pokonaniu trudności, idziemy lewą stroną zlebu a nastepnie przechodzimy na prawą pod kolejny płat sniegu. A by go minać mozna spokojnie wspiąc się znowu w prawe ograniczenie zlebu skałą, łatwo tylko, że krucho. W tym momencie nastepuje ciąg wydarzeń, które mogły skończyć się tragicznie. Zaczynam wspinać się wspomnianą scianką a za mną Gofer. Gdy slyszę nagle jęk, Kaytek dostał kamieniem w klatkę piersiową. Chwilę potem Gofer zrzuca na Jacka kamień wielkosci piłki tenisowej ktory trafia go w rekę. Nie kończąc jeszcze gromkich słów "K..wa chlopaki uwazajcie" widzę jak na moich oczach Gofer spuszcza na Jacka kolejny kamerdol wielkości pilki do nogi. Mam to do dzisiaj przed oczami. Kamień toczy siępo skale, odbija się i łukiem leci w kierunku głowy Jacka. Jacek w akcie desperacji zasłania glowę rękoma a kamień ociera się o plecak Patrze na minę Jacka, przerażoną, ale szczesliwą, że skończyło się tylko tak. Teraz do nas dotarlo, że to wszystko to nie przelewki. Idziemy dalej uwazając na kamienie i na Gofra-strąciciela. Idziemy z Kajtkiem szybciej i pierwsi docieramy na przełęcz. Niestety widok chmur jakie nadciagały od strony grani Baszt rozwiały wszelakie wątpliwosci co do wejścia na M.
Robiąc parę zdjeć już w czasie deszczu i grzmotów, dochodzą Jacek z Gofrem. Popatrzyli, coś powiedzieli i zaczeliśmy szybki odwrót na dół. Uwazajac znowu by nie spuscić coś na leb schodzimy szybko w dół zlebu. Idąc pierwszy, dość szybko zostawiam reszte za plecami. Skupijąc się na schodzeniu i trzymaniu się blisko skaly schodzę tak nisko, że nie widzę już chlopaków. Z chęcią bym na nich poczekał ale nie miałbym wiekszych szans przy lecących z góry kamieniach, gdyż dno zlebu nie przekraczało 3 m szerokości. Schodząc szukam jakies nizy skalnej aby się schronić. Wreście pod jednym z progiem znajduje schronienie. W dalszym ciagu pada i grzmi, blisko grzmi. Co chwilę znad mojej glowy wylatują kamienie. Znak, że chlopaki się zblizaja. Kaytek przychodzi pierwszy. Za nim Gofer. Na koncu idzie Jacek i w tym momencie rehabilituje się Gofrowi i spuszcza na jego nogę głaz. Gofer przyjął rewanż po męsku z malym jęknieciem. Tym razem postanawiamy caly czas schodzić prawą stroną zlebu, patrząc od strony schodznia. Jest cholernie krucho, ale bez śniegu na drodze zejścia tylko w samym zlebie. Schodzimy tak do miejsca gdzie śniegi jest najwęższy, jeszcze tylko 2m sniegu i jestesmy w "domu", tzn na Wielkiej Galerii. Nie zatrzymując się schodzimy dalej. W miedzy czasie przestaje padać i grzmieć. Zatrzymujemy się dopiero w miejscu spotkania TOPRowca. Sciągamy suche bety i suszymy. Wyciągam z plecaka suche rzeczy i telefon, ktory okazuje się być .....pękniety na pół. Nie przypominam sobie abym dostał kamieniem . Nic trudno to pozostanie zagadką. Siedzimy na galerii chyba z ponad godzinę. Patrząc na Moko i ludzi w pelerynkach. Oczywiście w miedzy czasie padają śmieszne hasła i zdania których wszystkich nie sposób zapamietać.
Kajtek: Dresik twoj telefon po prostu spękał.
Gofer: Chlopaki poczekajmy trochę a może piorun rozpi...li ten kopczyk
Gofer Wszystko stanęło
Robimy pierwszą grupową fotkę no zaczynamy dlugie zejscie droga naszego podejścia. Najpierw zejscie do Malej Galerii pozniej wspin na ramię Kopy i zejscie do Mnicha. Ogólnie droga bez histori tym nie mniej ladna widokowo. Czlowiek jest otoczony poteznymi zerwiskami.Cczuje się jak w amfiteatrze skalnym. Coś pieknego. Wyprzedzam chlopaków dośc wyraznie. Bedzie szanasa na zrobienie sobie zdjęc z dużych odległości.
Docieram pod Mniszka i zaczyna się obustronne cykanie fotek.
Nastepnie wchodzę na Mniszka i robie fotkę piargów pod scianą i Moka.
Chlopaki w miedzy czasie dochodza do mnie. Cykamy fotki i patrzymy na slawne wejście na Mnicha przez plyte. Wygląda banalnie, ale gorzej z zejściem. Zjazd jak cholera. Nagle naszą sielankę przeszywa grzmot. Patrzymy w stronę Szpiglasa i miny nam mizernieją na widok jaki nam się ukazuje. Dupna, czarna chmura.
Szybkie pakowanko i jazda na dół. Po paru minutach zaczyna lekko zacinać deszczem, ale po chwili zaczyna się kanonada gradu. W zyciu czegoś takiego jeszzce nie widzialem. Grad był wszędzie. Zacinalo z wszystkich stron. Nic nie widać na odleglośc 20-30 metrów. Biała ściana gradu. Biegamy po dolince za Mnichem w celu znalezienia jakiegoś schronienia. Kaytek lezy plasko za glazem na wznak, my z Jackiem za jednym glzaem schowaniu, Gofer też gdzieś przycupnąl, a grad jak tnie po glowach tak tnie. Mysle "Ja pie...lę nie wytrzymie tego" ruszam na poszukiwanie bardziej przytulnego schronienia. Biegam w sunglasami na oczach podczas gradu po dolince i szukam jakiegoś wiekszego glazu. Szukajcie a znajdziecie. W koncu dopadam do dośc fajnego schronienia, po chwili dociera Jacek i Gofer który już się nie zmieścił i calkowicie olał sprawę. Po prostu stał i przyjmował na siebie porcje gradu. Po około 15 minutach gradobicie ustepuje. W deszczu zaczynamy dalej schodzić, cali przemoknięci off course.
W tym momencie jestem zmuszony przerwać pisanie, za sprawą cenzury. Zejscie odbywa się przy bardzo skąpym w wyrazeniach wymianie zdań, w których króluje najbardzie pospolite w jezyku polskim przekleństwo na litere k i haslo roku HzG. Ogolnie slowo k...a było co w drugi zdaniu. Co już nawet Kajtka tak bulwersowało i zwrocił Jackowi uwagę co by nie rzucał tak tymi ku..mi. Tak wiec w zejsciu generalnie nic się nie dzieje prócz przekleśstw na M., na pogodę a na membranach w odzieży kończąc. Nawet w schronisku nie moglismy się powstrzymać od tych jakże brzydkich wyrazeń, co niestety zaowocaowało zwróceniem nam uwagi przez kuracjuszy.
Czyli krotko. W schronisku balujemy prawie 2 godziny. Oczywiście wyrazając nasze nie zadowolenie z calego dnia. Tyle samo zajmuje nam zejscie na Palenice. Po drodze rzecz jasna żali ciąg dalszy. Parę forumowych fajek, nie zadne tam L&M czy Malboro, tylko forumowe fajki i do Palenicy schodzimy w ciemnościach. Szybko pakujemy się w samochód i jedziemy na kwatere. W Zakopanym wita nas deszczcz.
Po całym męczącym dniu przy przyszedł czas na wieczorne opowieści
Gofer: Jak tam byliśmy trzeba było tam wszystko nagrywać, to było dobre. Najlepiej jak zaczęło wszystko stawać i pioruny zaczęły napierdalać w kopczyki... to tam się działo. Naprawde było dobre.
Kaytek: już coraz bardziej zmęczonym głosem – No.. Wasze zdrowie Panowie za wycieczkę dzisiejszą.
Jacek: : Panowie to może jakiś toaścik.
Dresik: : Przemowy nie będzie
Gofer: : Poczekajcie, Musielibyście do Ojca zadzwonić On by Wam wygłosił
I padło gdzieś z oddali no to za tego co Nas tak urządził.
Gofer: : Spokojnie cała flachę na Niego
Kaytek: : No to siuppp
Jacek: : Zdrówko
Kaytek: : A gdzie Mięgusz ma dupę ?
Gofer: : Chyba od południa, czyli od strony Zadniego
Kaytek: : A czemu od strony Zadniego
Gofer: : Sądze, ze dupa powinna być na południu.
I wszyscy choralnym głosem:
Chcieliście wydymać Mięgusza, teraz Mięgusz wydymał Was ...
PS. Sory za byki.
PS2. Wiecej fotek kiedy indziej
