W trójkę docieramy do schroniska, po około godzinie dociera Bogdan. Schronisko jest niewielkie, ale zrobione w nowych standardach, gospodyni starszej daty, bardzo miła. Co może zdumiewać w schronisku są jeszcze cztery młode osoby, reszta to ludzie starsi, którzy raczej nie wyglądają na takich co jutro mają zamiar ruszyć na szczyt. Podczas kolacji widać, że raczej nie mają zamiaru ruszać się gdziekolwiek bo winko otwierali jedno za drugim

Nie ma niestety przewodników z klientami co wróży, że warunki nie są dobre do wyjścia na szczyt, nie ma się co dziwić, śnieg który spadł dnia poprzedniego jeszcze nie siadł a przez noc sypnęło kolejne 10cm. Nic to, spróbujemy powalczyć, trzeba się cieszyć każdą chwilą spędzoną w górach gdy ma sie taką możliwość

Tuż przed kolacją ze szczytu wracają dwie dziewczyny, nie dotarły na szczyt i nie przypadły im do gustu warunki jakie są na drodze, dużo śniegu, wszystko się topi i ciuchy w momencie mokre, zero przyjemności ze wspinu. Kolacja była dobra, można było dostać dokładkę. Śniadanie jest o 2, pobudkę robimy 30min wcześniej. Prócz naszej czwórki do góry rusza jeszcze para włochów. Droga opisywana jest jako zamotana orientacyjnie, ale mamy troszkę śladów zrobionych przez dziewczyny dzień wcześniej. Przy pokonywaniu drugiej rampy po przejściu lodowca Shalli wyprzedzają nas włosi. Po pokonaniu śnieżnego stoku w górę do mało wyraźnej przełęczy, do przejścia jest kolejna rampa w kierunku ściany, którą już stromo wspina się na pierwszy fragment drogi jaką jest skalna grań najeżona turniami. Tutaj trzeba uzbroić się w raki, bo do przejścia są pochyłe płyty zalane lodem, włosi tutaj odpuszczają i schodzą w dół, my ciśniemy dalej. Po przejściu skalnego fragmentu, mamy do przejścia śnieżny grzbiet w kierunku ściny, tutaj dopiero wyjmuję aparat.


Potem lekki trawers do stromego kominka.


Do wschodu jeszcze troszkę czasu zostało, ale widoczki już są.




Aż do tzw. placu odpoczynkowego idziemy niezwiązani, to fragment który trzeba przejść w miarę szybko.



Nadchodzi wschód, jest pięknie.



Cały masyw Monte Rosa w pierwszych promieniach słońca.

I oczywiście Król








Zaczyna być widać wierzchołek, ale droga jest jeszcze bardzo daleka.

Docieramy do grani, gdzie wiążemy się.

Grań jest zasypana śniegiem i to najgorszym z możliwych, nie ma mowy o przejściu po wierzchy ani nawet bokiem śnieżnej zaspy, grań trzeba pokonywać okrakiem.


Wiadomo, gacie w momencie są mokre a klejnoty poddawane krioterapii

Grań jest bardzo lufiasta, do przewspinania są cztery turnie, największą się obchodzi, trudności AD III.


Matt, Zinal i Dent Blanche.

Monte Rosa.


Co jakiś czas nad głową lata AirZermett.



Powoli widać koniec skalnego fragmentu grani.

Fragment Grani Nadel, Dom, Taschhorn i Alphubel.

Docieramy do końca skały, przed nami drugi fragment śnieżny, zupełnie nie tknięty, śnieg jak niżej, wszystko się sypie, grań wyżej jest na tyle stroma i od rana w słońcu, że może pojechać jakaś lawina, jest godzina 14, nie decydujemy się na dalszą drogę, rzucamy ostatnie tęskne spojrzenie w kierunku szczytu i decydujemy się na wycof.

Zejście jest równie czasochłonne jak wejście, po drodze są trzy stanowiska, z których robimy krótkie zjazdy.

Dymiący Matt.






Niżej śnieg zdążył stopnieć i ciężej się nawiguje, ale nie błądzimy. Ostatni zjazd robimy w kominku bo zejście byłoby dość ryzykowne.
Przechodzimy przez skały ostatniej z ramp, gdzie już nie ma lodu i wchodzimy na śnieżny teren, który teraz jest jednym wielkim lawiniskiem, zejście nim to męczarnia. Można sobie wyobrażać co mogłoby być na śnieżnym fragmencie grani jak na takim w sumie niepozornym terenie zjechało tyle śniegu.



Po drodze do schroniska przechodzimy obok namiotów chłopaków poznanych na podejściu i rzucamy kilka słów po niemiecku by im stracha napędzić
W schronisku jesteśmy o 23 zrypani na maksa. Rano w szatni zamieniamy kilka zdań z gospodynią, która się trochę o nas martwiła, ale cieszy się że jesteśmy cali i zdrowi. Chcemy zrobić sobie śniadanko na tarasie przed schroniskiem, ale teren opanowany jest przez stado kóz, które domagają się ciągłego haraczu




Widok na całość grani z okolic schroniska.

Pakujemy się uiszczamy opłatę i schodzimy na dno doliny. Mamy dość śniegu i zimna, pogoda od jutra znów ma się załamać, więc nie ma już co szukać na tym terenie. Na skalnym fragmencie grani, tylko raz w tym sezonie osiągnęliśmy wysokość 4100m. Wracamy do Randy.




Pakujemy się do samochodów i kierunek słoneczna Italya, Cortina d'Ampezzo nadciągamy
