Kiedy było już ustalone z moją drugą połową, że kolejnym celem naszej wycieczki będzie na pewno Majorka, od razu zacząłem wertować internet pod kątem tamtejszych szlaków w górach. Jako że Puig Major nie jest dostępny publicznym szlakiem (restrykcje związane z tym, że na szczycie znajdują się radary wojskowe), z miejsca postanowiłem, że wybiorę się na drugi najwyższy szczyt wyspy, czyli Massanella. W grę wchodziło oczywiście wejście solo, bo moja partnerka, ujmując w skrócie, z górami nie miała za wiele wspólnego, a szlak był oceniany trudnościowo na średniozaawansowany i jedynym pytaniem było tylko czy chce zostać w apartamencie przy plaży, bądź też czytać książkę niedaleko szlaku, w przydrożnej, klimatycznej restauracji C'an Gallet - wybrała drugą opcję
Pierwszą atrakcje na szlaku, według opisu szlaku na apce Komot, ma być mini drabinka, na którą natrafiam gdzieś po przejściu 2 km. Tuż za nią znajduje się budka, gdzie pobierają opłatę w wysokości kilku euro. Dalej szlak prowadzi krętą ścieżką w górę, gdzie dochodzę do rozstaju dróg - pierwsza, łatwiejsza, prowadzi prosto na szczyt, druga wyprowadza na rozległe plateau, przy tym już od początku jest trochę scramblingu, zatem wybór mógł być tylko jeden - druga opcja. Szlak oznaczony generalnie średnio, miejscami słabo, zatem idę tam, gdziea łatwo i w miarę bezpieczne zdobywam wysokość. Po kilkunastu minutach wychodzę na wcześniej wspomniane plateau i tam zaczynam myśleć, że chyba wyczerpałem limit pogodowy i po dotarciu na szczyt nie zobaczę nic a nic. Powyżej plateau mgła i niemal zerowa widoczność szczytowej kopuły, no ale cóż poradzić, pocieszam się, że nie pierwszy raz przecież po dotarciu na szczyt nie zobaczę nic prócz mgły. Lekko wzmógł się również wiatr, więc szybko założyłem kurtkę i zacząłem kluczyć między kamieniami w drodze na szczyt. W sumie od momentu wejścia na szlak aż na sam wierzchołek nie spotkałem żadnego turysty i nic nie zapowiadało, że się to zmieni. Na szczycie szybki popas, mała puszeczka piwka i pytanie w głowie - czekać aż się przejaśni, czy schodzić w dół? Czas miałem dobry, bo udało się urwać jakieś pół godziny z tego co pokazywała mapa, więc zdecydowałem poczekać. Po jakimś kwadransie w kierunku szczytu zmierzał w końcu jakiś turysta. Po krótkiej rozmowie okazało się, że to Niemiec, który zamieszkał na stałe na Majorce. Po tym jak zaczął rozkładać drona, ja mogłem tylko żałować, że nie sprawdziłem swojego przed podróżą, a na miejscu okazało się, że jeden z silników odmówił posłuszeństwa i musiał został w pokoju hotelowym. No cóż, z jednej strony pech, z drugiej moja wina, gdyż powinienem był go zwyczajnie sprawdzić. Zanim kolega odpalił drona, nagle zaczęło się przejaśniać. Dosłownie w parę minut ukazała się całą wyspa dookoła, a także widok na pobliskie szczyty, w tym Puig Major. Wkrótce na szczyt zawitały kolejne dwie osoby, a dokładnie małżeństwo z Czech, z którymi również ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, a następnie udali w drogę powrotną.







