KOŚCIELEC
Po Gerlachu i Mnichu z niecierpliwością czekamy na dzień w którym mamy wchodzić na Mięgusza. Do umówionego terminu z Jaśkiem zostało jeszcze 3 dni, pogoda do d...y. Pada, świeci słońce znowu pada i tak na przemian. Co robić, czekać na dole na pogodę-nie, szkoda czasu. Razem z Atamanami i niejakim Trąbeczką ustalamy że następnego dnia ruszymy na Kościelec.
Rano pobudka koło 6:00,szybko wyglądam za okno, jakby trochę lepiej .Szybkie pakowanie bo czeka nas jeszcze zmiana kwater(straszną dziurę trafiliśmy).Po drodze spotykamy Trąbkę z rozwianą fryzurą, małymi kroczkami posuwał się w stronę dworca odstawić Anię.
W końcu się udało, wszyscy spotykamy się u Asi i Atamana. Czeka tam na nas herbatka i pyszne kanapeczki (dzięki Asiulka )

Łukasz vel Trąbka przyodziewa odpowiedni strój, zakłada świeże skarpetki, górskie ciżemki i możemy iść zdobywać najpiękniejszą z gór-Kościelec. Skład „wyprawy” :Zmora, Asia, Trąbka, Ataman, Mateusz-brat Atamana i ja.
Powiem szczerze nie wiem co mnie skusiło żeby iść tam po raz piąty, kocham tą górę ale zawsze pogoda nie jest dla mnie łaskawa i dzisiaj wiem spoglądając w niebo że będzie jak zawsze. Widoczność na metr, deszcz, zimno i tłumy turystów w Murowańcu.
Po dotarciu do Kuźnic odwieczny dylemat którędy, pada na Jaworzynkę. Nienawidzę trzech rzeczy najbardziej na świecie: ciepłej wódki, oziębłych kobiet i tej pieprzonej drogi na Karczmisko.
Z początku tempo piknikowe(jak w
parku w niedzielę na spacerze).Po jakimś czasie wraz z Olą i Atamanem postanawiamy ruszyć, w 50 minut docieramy na Karczmisko.
Nad naszymi głowami chmury się kotłują, zastanawiam się czy zdążymy dojść do Murowańca. Cała ekipa zbiera się w 25 minut, Trąbka trochę zmęczony ale to wina tego że do plecaka spakował o kilka wisienek za dużo

.


W Murowańcu ścisk, gwar niemiłosierny, niedzielnych turystów cała masa. Szukamy stolika, w końcu jest, ten sam co na majowym zlocie(ten przy którym udzielał nauk Ojciec).
Zdjęcia archiwalne


Po kilku herbatach, zupach z torebki, czekoladach i innych postanawiamy ruszyć dalej, choć pogoda do tego nie zachęca. Nie chce mi się straszliwie, w uszach słyszę co rusz słowa Ojca: „ tam nie ma po co iść, Ja tam byłem, tam nic nie ma, szkoda nóg”
W końcu idziemy, wybieramy drogę przez Halę Gąsienicową. Droga mija na pogaduchach o wszystkim i o niczym. Z Atamanem i Olą docieramy na Karb i czekamy na resztę ekipy
Po zebraniu się wszystkich ruszamy na Kościelec, po 30 minutach meldujemy się na szczycie. Tłum jak u cioci na imieninach, trzeba uważać żeby w tym tłoku nie zostać zepchniętym. Pogoda taka jaka przepowiedziałem, mleko, gówno z widoków. Na pięć wejść raz trafiłem pogodę-mam to szczęście, co?




Trąbka po wejściu na szczyt ustala plan treningowy na przyszły sezon tzn. zmniejszyć spożycie wiśni (ówki)

i zacząć biegać.
Łukasz zaczyna trening od zaraz, ale dlaczego goni Zmorę?
I tak się rozpędził że musiał lądować telemarkiem.
. Nad stawem Ataman z Olą wkręcają jeszcze dziewczynę, pytając czy to Morskie Oko, że na zdjęciach wygląda jakby trochę większe. Panienka udziela im rzeczowych lekcji topografii, ubaw po pachy.
Zaczyna padać, pędzimy co sił w nogach. Prym wiedzie Trąbka jakby odzyskał kondycję z lat młodości,

nie możemy go dogonić.
Tuż za Murowańcem leje jak z cebra., postanawiamy skryć się pod strzechą szałasu aby po paru minutach iść dalej.
Kiedy doszliśmy do Karczmiska zrobiło się ciemno i zaczęło grzmieć więc znowu padło na Jaworzynkę. Niestety śliskie skały i tłumy w adidasach nie pozwalają rozwinąć prędkości

…zniecierpliwiona Olka krzyczy do ludzi: „przepraszam, przepraszam państwa mamy mały obóz treningowy, trener w Kuźnicach czeka na nas ze stoperem” no i pomogło, ludzie w sekundzie zrobili miejsce na szlaku
W ciągle padającym deszczu osiągamy Kuźnice. Wycieczka jakich wiele, ale towarzystwo pierwsza klasa. W takim składzie na Kościelec mogę wchodzić i po raz szósty. WIELKIE AVE