Paranoja czyli kto przesadza w miłości do Fryderyka Wilhelma III i jego królewskiego patentuKoło Przewodników Sudeckich w Kłodzku wystąpiło o nadanie nazwy nowego ronda w Kłodzku swym imieniem. Uzasadniają to wręczeniem w 1813 roku patentu kasjera i przewodnika po Szczelińcu Wielkim jednemu z ówczesnych przewodników przez króla Prus Fryderyka Wilhelma III, który za czasów swego panowania m.in. wydał rozkaz przetopienia na monety wykradzionych z Wawelu insygniów królów Polski, więzienia Polaków za obronę swego języka i dokonał wielu innych nieprawości wobec rdzennych mieszkańców ziem zagarniętych przez Prusy. Pomysł takiej nazwy może dobry jednak jego uzasadnienie, delikatnie mówiąc, bardzo niemądre. Można przecież umotywować to inaczej. Zbliża się niepowtarzalna okazja. Minęło 50 lat od wysadzenia wieży na Śnieżniku, 75 lat od udostępnienia wcześniej wieży przez PTT, trwa jubileusz 150-lecia PTT oraz 75-lecie Koła Przewodników Sudeckich przy Oddziale PTTK w Kłodzku, które powinno czuć się spadkobiercą tradycji Oddziału Kłodzkiego PTT. Widać, że jednak nie zainteresowali się taką możliwością. Ważniejszy dla nich zdaje się być rok 1813 i wspomniany pruski certyfikat. Oto fragment publikacji w lokalnych mediach -
http://24klodzko.pl/rondo-imienia-przewodnikow-sudeckich-jest-kolejny-wniosek-o-nadanie-nazwy-dla-nowego-ronda-w-klodzku/?LinkId=255141:
"Jak czytamy w uzasadnieniu, w tym roku obchodzimy 75-lecie Koła Przewodników Sudeckich w Kłodzku, będącego najstarszym kołem przewodników górskich w Polsce i najprawdopodobniej w ogóle najstarszym kołem przewodników w Polsce. Jak podkreślają wnioskodawcy, dodatkowo Marszałek Województwa Dolnośląskiego ogłosił ten rok Rokiem Przewodników Sudeckich, jest to więc świetna okazja do podkreślenia tego wydarzenia. – Nadanie nowopowstałego ronda imieniem „Przewodników Sudeckich” byłoby uhonorowaniem wszystkich osób, które tworzyły piękną historię turystyki na terenie Ziemi Kłodzkiej, sięgającej początku XIX wieku. Wówczas to król Pruski Fryderyk Wilhelm III wręczył certyfikat pierwszego przewodnika turystycznego mieszkańcowi Ziemi Kłodzkiej Franzowi Pablowi. Wg znanych nam dokumentów, to właśnie mieszkaniec Karłowa był pierwszym certyfikowanym przewodnikiem turystycznym w Prusach, a najprawdopodobniej również w całej Europie – czytamy w uzasadnieniu, które złożyli przewodnicy na ręce przewodniczącej rady, Elżbiety Żytyńskiej"Dlaczego uzasadnienia tego pomysłu nie można odnieść do Polaków, którzy byli pionierami przewodnictwa w Sudetach w XIX wieku? Takim prekursorem był dr Aleksander Ostrowicz, lekarz zdrojowy w Lądku Zdroju, autor polskiego przewodnika po Lądku wydanego w 1881 roku w Poznaniu, o którego działalności, m.in. w zabawianiu polskich kuracjuszy uzdrowiska na wycieczkach prowadzonych po uzdrowisku i okolicach, zachowały się wzmianki w XIX-wiecznej poznańskiej prasie. Był on przecież członkiem TOWARZYSTWA TATRZAŃSKIEGO, co ustaliłem również dzięki żmudnemu przeszukiwaniu archiwów. W Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego z 1887 roku jest on wymieniony na liście członków pod pozycją 1087.
Tymczasem roztaczanie aureoli uwielbienia dla patentu nadanego przez pruskiego króla w 1813 roku, który w środowisku przewodników sudeckich PTTK urósł już do roli sacrum, stało się po prostu komiczne. Za ich sprawą rok 2013 został ogłoszony przez Komisję Przewodnicką ZG PTTK Rokiem Przewodników, co jakiś czas odbywają się konferencje pod hasłami ponad 200 lat tradycji przewodnictwa w Sudetach w nawiązaniu do tego patentu itd. Obecny rok 2023 też ustanowiono Rokiem Przewodników Sudeckich. Boję się otworzyć lodówki, aby nie wyskoczył z niej ten pruski patent. Manipuluje się tym patentem, wygłasza dyrdymały o szacunku należnym dla Fryderyka Wilhelma III za to, że docenił jednego z ówczesnych przewodników wyróżniając go nadaniem państwowych uprawnień itd., mimo że ten patent nie ma absolutnie żadnego związku z powojennym budowaniem tradycji przewodnictwa turystycznego w Sudetach od nowa przez przybyłych tam osadników i przedwojennych działaczy PTT i PTK. Czym innym jest bowiem historia, a czym innym ciągłość tradycji - przez wiele lat po wojnie przewodnicy działali bez żadnych państwowych certyfikatów. Wprowadzono je w latach 60-tych w celu cenzurowania treści przewodnickiego przekazu, by były zgodne z wymogami ówczesnego socjalistycznego ustroju. Widać o tym już zapomniano. Wszystko to sprawia wrażenie wykorzystywania epizodu z królem pruskim w celu utrzymania państwowej kurateli nad przewodnikami górskimi, zapewnienia przewodnikom monopolu na prowadzenie wycieczek na tzw. obszarach górskich i m.in. pozbawienia działaczy społecznych prawa do prowadzenia wycieczek w górach, co ma już miejsce w wielu parkach narodowych itd. Ja wiem, że jak to w życiu, ludzie przystosowują się do dowolnej głupoty, traktując ją z czasem jak normalność, ale naprawdę pora wreszcie na głębsze refleksje.